Już od dłuższego czasu zbieram się
do napisania co nieco na temat win z tzw. Nowego Świata. Oczywiście,
taki twór jak „wina z nowego świata” to daleko idące i na
pewno krzywdzące uproszczenie, trochę jakby wrzucać do jednego
worka „wina z Europy”, gdzie przecież każdy kraj a nawet region
to inna kultura winiarska, inny klimat, inna gleba i tak mówienie o
jakimś jednym Europejskim charakterze byłoby zupełną bzdurą...
Ale czy w przypadku „Nowego Świata” rzeczywiście nie można
sobie pozwolić na żadne uproszczenia? Nie to żebym był jakoś
uprzedzony, ale sądzę, że jednak tak... Jest całkiem sporo
powodów. Przede wszystkim, jak się domyślam, wszystko co z „Nowego
Świata” dociera do Europy i Polski to właściwie tylko wino od
bardzo dużych producentów uprawiających ogromne winnice, inaczej
nigdy nie opłaciłoby się tego wina sprzedawać na rynkach
oddalonych o kilkanaście tysięcy kilometrów, po prostu skala tego
biznesu musi być bardzo duża, żeby się dało jeszcze radę
zgarnąć jakąś przyzwoitą marżę. Fakt, że wina z „Nowego
Świata” mają często bardzo konkurencyjne ceny (w przypadku Clear
Lake Zinfandel Rose to jeżeli dobrze pamiętam było jedynie 17zł!!
w promocji, ale nawet bez promocji to pewnie zaledwie trochę ponad
20zł) świadczy o tym, że mamy do czynienia z typowo masowym
produktem z wielkich wytwórni. Owszem wina z Chile, Australii,
Kalifornii, Argentyny są często firmowane przez nazwiska znanych i
uznanych winiarzy, ale te wina już mają konkretną, nieco mniej
konkurencyjną cenę, cenę w której możemy już dostać bardzo
ciekawe i świetnej jakości wina od małych Europejskich
producentów, rodzinnych firm uprawiających zaledwie po
kilka/kilkanaście hektarów winnic. Co tu dużo mówić, jak dla
mnie Europejskie wina są dużo mniej anonimowe, w wielu przypadkach
bez problemu możemy poznać stojących za nimi prawdziwych ludzi.
Owszem, bardzo chętnie pozwiedzałbym rodzinne winnice w Kalifornii,
bo sądzę że to czego mógłbym tam spróbować niewiele miałoby
wspólnego z tym co mogę tutaj kupić w sklepie.
Faktem jest również, że w takich
krajach jak Chile, Australia, USA, Argentyna, czy RPA warunki do
uprawy winorośli są często doskonałe, co pozwala na osiągnięcie
doskonałej jakości winogron. Dla wielu osób to jest najlepszy
argument żeby wybrać np. wino z Chile. Owszem, te wina często
charakeryzują się wysoką ekstraktywnością i mocą, ale czy
subtelnością?
Clear Lake Zinfandel Rose raczej
subtelne nie jest. W barwie jest dość blade, jasnoróżowe. W
aromacie trochę truskawek i bardzo mocna woń cukru, nieco
kwasowości. Wino w teksturze jest lekko chropowate, brak mu
gładkości i harmonii. W smaku sporo cukru i zarazem żywej
kwasowości. Trzeba przyznać, że cieszyło się dużą
popularnością i poszło bardzo szybko. Ale szczerze ja mam nieco
mieszane uczucia na jego temat, w sumie to dość smaczne i proste,
niewymagające wino z przyjemnym aromatem, ale z drugiej trochę
toporne i nieharmonijne. W swojej cenie to i tak dużo więcej
niż można by się spodziewać... Wcześniej próbowaliśmy jeszcze
Pinot Noir Rose z Marlborough w Nowej Zelandii też od Marks&Spencer
i tamto wino w sumie bardziej bym mógł polecić, bo było
zdecydowanie bardziej złożone i ciekawsze (truskawki, landrynka,
nieco śmietankowo-kremowe) i kosztowało niewiele więcej (ok 21zł).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz