niedziela, 29 lipca 2012

Kolejne białe wino, tym razem z Piemontu...

Lato w pełni a to aż się prosi o kolejne orzeźwiające wina białe i różowe. Gavi to białe, wytrawne wino z Piemontu, zrobione z winogron szczepu Cortese. Zakupiłem je w cenie niecałych 20zł w Lidlu.

Nie wiedziałem za bardzo czego się spodziewać, dlatego do pewnego stopnia wino to było sporym zaskoczeniem. Nie powiedziałbym, że pozytywnym czy negatywnym, ale zaskoczeniem, co już samo w sobie jest sporym plusem. Barwa wina jest bardzo jasna, biała, wręcz nieco wapienna. Aromat jest bardzo intensywny, dość ciekawy, w pierwszej chwili rodzynki, później coś w rodzaju świeżego soku ze słodkich białych winogron. Więc tutaj też spory plus. W smaku jest nieco mniej ciekawie tutaj już wino jest raczej proste, brak w nim jakichś specjalnych subtelności, ani czegoś bardzo wyraźnego, no może poza posmakiem rodzynek. Wino dość solidne, dość mocno kwasowe, z ostrym, szczypiącym finiszem, krótko mówiąc, konkretne, nieźle zbudowane.

Ciekawe, że jednego dnia akurat zdarzyły mi się dwa wina z zupełnie innej bajki.. W sumie to żadna niespodzianka, bo jedno pochodzi z Czech a drugie z Włoch, czyli absolutnie różnych regionów o zupełnie odmiennym klimacie. Jeżeli ktoś poszukuje więcej łagodności, subtelnych smaków i aromatów, to zdecydowanie Bzenecka Lipka, jeżeli poszukujemy mocy i solidności w białym winie to zdecydowanie Gavi, co oczywiście nie oznacza, że Bzenecka Lipka jest gorsza lub słabsza, to tylko kwestia odmienności charakteru.

Bzenecka Lipka z Moraw, 'wchodzi' aż miło... :)

Dzisiejsze wino niestety zdecydowanie zbyt szybko się skończyło, po prostu było za dobre i doskonale zimne, w tym 30-stopniowym upale cieszyło się bardzo dużą popularnością i tak w trzy osoby opróżniliśmy całą butelkę w jakieś kilkanaście minut...

Bzenecka Lipka od Chateau Bzenec z Moraw to półwytrawny Riesling w niezłej cenie niecałych 25 złotych.Wino to zakupiłem na stronie sklep.bohemiasekt.pl czekałem długo bo aż trzy tygodnie! No ale w końcu dojechało (wraz z 5 innymi).

Już z samej butelki zaraz po otwarciu rozszedł się bardzo przyjemny, bardzo obiecująco świeży aromat. W kieliszku wino jest jaznożółte, momentami nawet jakby zielonkawe. Aromat jest naprawdę doskonały, dość typowy dla Rieslinga, jest tu silna, dominująca nuta egzotycznych owoców, zwłaszcza ananasa, trochę słodyczy. Generalnie jest bardzo świeżo, żywo i owocowo, tak jak ma być... Wino według etykietki jest półwytrawne (polosuche) i rzeczywiście, chociaż może nie ma jakiejś ewidentnej nuty słodyczy, to żywa ale delikatna kwasowość wyraźnie złamana jest cukrem. Wino jest dość gładkie w teksturze, przyjemne, owocowe, bardzo delikatnie miodowe, można by się tam właściwie doszukać czegoś z kwiatów lipy. W smaku może nie ma nic zaskakującego, ale podsumowując wszystko to bardzo fajny i przyjemny Riesling, doskonały na upalny dzień i wieczór...

sobota, 28 lipca 2012

Toscana, San Felice, Wino do obiadu i w obiedzie...


W domu zawsze warto trzymać jakieś zwyczajne niedrogie wino w klasie nieco wyższej niż stołowe zarówno białe jak i czerwone. Dlaczego? Z kilu dość oczywistych powodów. Najoczywistszy to ten, że czasami to takie najprostsze wino właśnie najlepiej smakuje, albo jak to niektórzy mówią najlepiej 'wchodzi' :). Drugi jest oczywiście taki że gdy mamy nagły przypływ gości, to nie szkoda otworzyć, zwłaszcza w momencie gdy goście i tak już nie zwracają uwagi na smak i aromat... Ale tak bardziej poważnie to jeżeli ktoś nie jest zbyt wielkim fanem wina to często właśnie takie najlepiej będzie mu smakować. Kolejny ale bynajmniej nie najmniej istotny powód to ten, że czasami trzeba mieć jakieś wino którego bez żalu możemy dodać do potrawy.

Tak było w przypadku dzisiejszego wina Toscana, San Felice, kupażu Merlot, Sangiovese i Syrah od importera TiM. Potrzebowałem czegoś do farszu do lasagni i tak pod rękę nawinęło mi się to właśnie wino. Z tymże wino dodawane do potraw nie może być znowu jakieś zupełnie słabe, czy cienkie, z drugiej strony za to nie musi być specjalnie zbalansowane. Musi być dość esencjonalne, żeby coś potrawie dać, dlatego też nie może być to zupełnie byle co. Toscana San Felice w sumie spełnia wszystkie te wymagania, dlatego nadało się nie tylko jako składnik ale także akompaniament do lasagni. Nie powiedziałbym żeby mi było szkoda, że zużyłem część tego wina jako dodatek do mięsa, ale na pewno zasługuje ono na nieco więcej niż miano prostego wina stołowego. Owszem jest to zupełnie proste wino, ale dość przyjemne. To ciemnorubinowe wino zdominowane jest pod wieloma względami przez Merlota, zarówno w aromacie jak i smaku. Aromat jest nieco duszący, mocny, głęboki lekko słodki, malinowy. W smaku dość silna, żywa kwasowość, nieco więcej z charakteru Sangiovese. Ogólnie wino o dość typowym toskańskim charakterze. Nie powiem, żebym jakoś jednoznacznie był w stanie zidentyfikować coś więcej, ale jednym słowem wino jest przyjemne i dobrze skomponowało się z lasagnią.. I to byłoby chyba na tyle..

poniedziałek, 23 lipca 2012

Matysak, Svatovavrinecke 2011

Wystarczy przejechać na drugą stronę naszej południowej granicy, no ewentualnie przeprawić się pieszo przez Tatry (jedyne 6-8 godzin w jedną stronę :D) żeby zakosztować nieco enoturystyki  w wersji dla ubogich :D Moja enoturystyka w zeszły weekend polegała właśnie na tym, że z ciężkim plecakiem wypełnionym przemoczonymi ubraniami (od chodzenia po słowackich Tatrach Wysokich we mgle i deszczu występującemu naprzemiennie z mżawką...) podjechałem kolejką do Tatranskiej Lomnicy gdzie udałem się do położonego obok stacji supermarketu. W sumie zwyczajny supermarket, ale wybór miejscowego wina naprawdę ciekawy... Większość turystów zapewne napełnia koszyki piwem, no ewentualnie różnego rodzaju ziołowymi lub owocowymi spirytualiami. Wino aż chyba tak popularne nie jest, no bo jak, kupować wino ze Słowacji?? Jakieś żarty? No nie... Ceny po prostu powalające. Chciałem znaleźć coś z wyższej półki coś takiego ekskluzywnego, a tu najdroższe winko nawet nie dochodzi do 5 Euro, no dramat!

Wybór jest naprawdę spory i spędziłem tam dość sporo czasu (wcześniej zdarzyło mi się spróbować dwa winka z tego sklepu - bodajże Muskat i Modry Portugieser, oba niezłe, zwłaszcza Portugieser). Do plecaka niestety już wiele zmieścić się nie mogło - weszły tylko dwa - różowa Modra Frankovka i czerwone Svatovavrinecke (St.Laurent).

No więc jak zdradza tytuł, już w domu, jedyne 400km na północ na pierwszy ogień poszło Svatovavrinecke. W barwie wino jest głęboko rubinowe, połyskliwe, takie klasyczne. W aromacie powiedziałbym aromaty nieco bardziej charakterystyczne dla Kekfrankosa a nie dla St.Laurent. Coś w rodzaju suszonej śliwki, jałowca, może jeżyn i jagód, nieco odurzające. Ten czerwony St. Laurent jest równocześnie dość delikatnym jak i dobrze zbudowanym winem. Co ciekawe jest nawet nieco... południowe w charakterze, czy może bardziej węgierskie. W smaku wino jest nieco płaskie, ale dość przyjemne i wyraźnie taniczne z delikatnie zaznaczoną kwasowością. W posmaku trochę jałowca i jagód, może jeżyn. Jak dla mnie wino o nieco Egerskim charakterze. Solidne ale lekkie, do lekkich mięsnych dań, czy sałatek, ale samo też dobre. Nie ma właściwie do czego sie przyczepić co w cenie nieco ponad 3 Euro to niezłe osiągnięcie...

wtorek, 17 lipca 2012

Torre Tallada, Crianza 2008, Monastrell

Dzisiaj dla odmiany nie będzie elaboratów, wywodów, dywagacji, ani ciągnących się w nieskończoność rozważań, nic w tym rodzaju :) Krótko i do rzeczy. Może też dlatego że w dzisiejszym winie nie ma nic zaskakującego, ale zupełnie też nie ma do czego się przyczepić, jest po prostu dobre.

Monastrell to, powiedziałbym mój ulubiony spośród najpopularniejszych w Hiszpanii szczepów. Dlatego zazwyczaj gdy wchodzę do sklepu z hiszpańskim winem (tym razem był to sklep połączony z barem, zlokalizowany przy pl. Inwalidów na warszawskim Żoliborzu, niestety nazwa jakoś mi wypadła z pamięci) to w pierwszej kolejności szukam właśnie Monastrell, który zazwyczaj daje wina bardzo aromatyczne i owocowe, dopiero w drugiej kolejności rozglądam się np. za chyba najpopularniejszym Tempranillo. 

Po paru minutach poszukiwań znalazłem właśnie Torre Tallada, Crianza 2008 w bardzo rozsądnej cenie 29 złotych (na miejscu można spożyć za stałą dopłatą 14 złotych). W kieliszku wino ma ciemnorubinową, głęboką i szlachetną barwę. W aromacie jest dość intensywne, nieco słodkie, delikatnie waniliowe, zdominowane przez czerwone owoce i czarne porzeczki. Wino jest lekko odurzające, dość mocno alkoholowe w nosie (zawartość alkoholu 14%). W pierwszej chwili ma delikatną, gładką teksturę łagodny, lekko słodkawy smak, dalej jest już zdecydowanie ostrzej, finisz jest lekko kwasowy i delikatnie taniczny, orzeźwiający. Generalnie, jest to całkiem zgrabnie zbalansowane żywe i owocowe wino, dobre do picia samo jak i w akompaniamencie. Po prostu dobre. Do picia od razu po otwarciu, wtedy jest najlepsze, później robi się nieco ostrzejsze. W cenie 29zł to naprawdę niezły zakup.

p.s. Muszę przyznać, że po spróbowaniu serii 'dobrych' oraz 'przyzwoitych' win, mam ogromną ochotę spróbować czegoś bardziej wyjątkowego... z wyższej półki. No niestety, tak już jest ze wszystkim, apetyt rośnie w miarę jedzenia... (jest jeden prosty na to sposób, wystarczy sobie odpuścić wino na dłuższy czas i tanie wina znowu będą smakować doskonale... :D)

sobota, 14 lipca 2012

Słodki Riesling z Kamptal o aromacie.... wafelków!?!


Słodki Riesling z Langenlois (region Kamptal w Dolnej Austrii, przy granicy z Czechami, wino zakupione od Austrovin za PLN39.90) od nieco słowiańsko brzmiącego producenta - Jurtschitsch Sonnhof - dostarcza dość niespodziewanych wrażeń. Barwa jest dość typowa jak dla słodkiego białego wina - jasno-żólta, słomkowa. Natomiast aromat to już zupełnie inna bajka. Znawcą rieslingów może nie jestem, więc za bardzo nie wiedziałem czego się spodziewać, ale na pewno nie aromatu waty cukrowej, palonego cukru, czy wafelków??? No chyba  ze już mnie zmysły zawodzą, ale szczerze nie przyszło mi nic bardziej adekwatnego na myśl niż zapach palonego cukru... A było to chyba ostatnie czego bym się mógł spodziewać. W sumie to chyba właśnie to najbardziej cenię w winie, że potrafi być nieprzewidywalne, i czasami ni stąd ni zowąd pojawia się całkiem egzotyczny (nie mylić z aromatami egzotycznych owoców :D) smak czy aromat. 

W ustach też jest dość nieszablonowo. Zamiast typowej dla wielu białych słodkich win gładkości i gęstości jest ostry i żywy charakter. To bynajmniej nie jest 'ulepek' ani winogronowy 'syrop'. Nie znajdziemy tutaj też za bardzo owocowych smaków. W tym Rieslingu dość ostro zaznaczona kwasowość raczej konkuruje z intensywną słodyczą, zamiast tworzyć z nią harmonijny balans. Wino jest intrygujące, powiedziałbym nieco dzikie, ale  równocześnie przyjemne w odbiorze... 

Ten słodki Riesling stworzył dość ciekawe połączenie ze słodkim żółtym melonem, który doskonale wydobył jeszcze więcej smaku z tego ciekawego wina. Nie próbowałem kombinacji z innymi owocami czy deserami, ale sądzę że połączenie z sernikiem, zielonymi winogronami, czy nawet bezą lub chałwą mogłoby przynieść niezwykłe rezultaty. Słodki Riesling od Jurtschitsch Sonnhof z 2006 roku to naprawdę ciekawe wino, które warto postawić na stole...

piątek, 13 lipca 2012

Palestra, Douro - czy wino musi być ambitne?


W gronie entuzjastów wina niewątpliwie zarysowują się dwa główne obozy. Jedni szukają win ambitnych, czy raczej jak ja bym je sam określił z mojej perspektywy, trudnych w odbiorze, drudzy szukają przyjemności w winie, smaków i aromatów wprowadzających w dobry nastrój, łagodnych i łatwych. Oczywiście nie da się również nie zauważyć że ci "ambitni" często postrzegają fanów "łatwych" trunków jako
"winnych amatorów", którzy przed chwilą odstawili piwo, słodkie alkohole, czy inne w ich mniemaniu "podłe" trunki i oczywiście w pierwszej kolejności rzucili się na pseudo-winne napoje (jak chociażby znane kalifornijskie wino na C i R :D) takie gronowe odpowiedniki słodkich gazowanych napojów... 

Faktem jest, że w "ślepych" testach win, w których nie można zasugerować się etykietką czy ceną, przeciętny degustator-amator wskaże nie chociażby Barolo za PLN120, tylko np. podstawowe Primitivo z Salento za jakieś PLN30 jako jego zdaniem najlepsze (czy raczej najsmaczniejsze). Czy to po prostu dowodzi, że taka osoba się nie zna, że nie ma gustu i smaku, że nie potrafi docenić najwyższej jakości? Z jednej strony mam ochotę powiedzieć: oczywiście że.... nie! Z drugiej to jak zwykle prawda leży gdzieś pośrodku... Owszem, żeby docenić wiele klasowych win, trzeba najpierw spróbować całej gamy win gorszego sortu, ale tak jest ze wszystkim! Jednak, wspominając degustacje w których miałem okazję brać udział, muszę powiedzieć, że w wielu przypadkach nie potrafiłem zbytnio docenić wielu najwyższej klasy win głównie dlatego, że były one "trudne w odbiorze" i szczerze takie wina, często ciężkie i bardzo taniczne, ściągające, zwyczajnie nie są już źródłem prawdziwej przyjemności (często w takich przypadkach tylko aromat jest naprawdę ciekawy)... jak dla mnie takie wina to często jakby sztuka dla sztuki, owszem każdy "znawca" powie że te wszystkie wyżej wymienione cechy to oznaki jakości lub np. charakterystyka tego czy innego szczepu. Tylko zawsze gdzieś jest granica i chwiejna równowaga między bogactwem, złożonością i jakością, a zwyczajną przyjemnością delektowania się smakiem i aromatem...

Skąd te wszystkie rozważania? Czerwone, wytrawne wino Palestra z portugalskiego regionu Douro to pod wieloma względami właśnie balans, między ambicją a przyjemnością i do tego w bardzo przyjemnej cenie... Wino zakupiłem za niecałe PLN30 (wcześniej kosztowało PLN25) w delikatesach K&M w centrum Warszawy. To nie będzie moje pierwsze podejście do tego wina, dlatego doskonale wiem czego się spodziewać, zobaczymy czy wrażenia z drugiego podejścia będą równie pozytywne jak za pierwszym razem. Pierwsze ciekawe spostrzeżenia przynosi sama etykietka. Trudno nie zwrócić uwagi na wielkie "89 pts, Wine Enthusiast" oraz "Best Buy". Nie będę tutaj się rozwodził na temat punktacji i nagród przyznawanych winom przez rozmaite czasopisma, instytucje i sommelierów, ponieważ będzie to doskonały temat przewodni do jednego z przyszłych postów... Ale do rzeczy i po kolei, 89 punktów w 100-punktowej w skali to naprawdę dobry wynik... Powiedzmy tak, między 80 a 85 to dobre wina, 85 do 90 to bardzo dobre wina, 90 do 95 to doskonałe wina, a 95 do 100 to juz zakres praktycznie zarezerwowany dla najbardziej wybitnych (czy też ambitnych) win których ceny właściwie nie podlegają żadnym limitom... Nie ma też co ukrywać, że wina z 89 punktami zazwyczaj kosztują duuuużo więcej, stąd też bierze się nam "Best Buy" czyli najlepszy zakup, przynajmniej według WineEnthusiast. Oczywiście oceny różnią się w zależności od tego kto ocenia (i zapewne przede wszystkim w zależności od indywidualnego gustu), ale dość tego, przejdźmy w końcu do części wizualno-organoleptycznej. 

Muszę przyznać, że Palestra tym razem zrobiło na mnie nieco odmienne wrażenie niż za pierwszym razem. Poprzednio wydawało się lżejsze, łatwiejsze, cieplejsze i nawet nieco słodkawe... Czyli jednak bardziej ambitne niż łatwe i przyjemne? Wino ma głęboką, ciemno-czerwoną, niemal czarną barwę, jest gęste i nieprzejrzyste. Aromat jest dość intensywny, ostry, w pierwszej chwili można wyczuć pieprz, jeżyny, czarne porzeczki, może trochę lukrecji. W smaku Palestra jest dość żywe, owocowe, i cechuje się solidną kwasowością. Wino jest wyraźnie, garbnikowe, zwłaszcza dłuższą chwilę po otwarciu. Palestra z pewnością jest dość solidne żeby towarzyszyć nieco cięższym, czy ostrzejszym daniom oraz aromatycznym, dojrzewającym wędlinom i twardym, starzonym serom. Z jednej strony może Palestra nie cechuje się niczym szczególnym, czy wyjątkowym, ale na pewno jest bardzo solidnym trunkiem, który warto mieć w zanadrzu.


Cienko, ale czego mogłem się spodziewać?



Z jednej strony nie mogłem spodziewać się zbyt wiele w cenie niecałych 15 złotych (zakupiłem je w delikatesach Piotr i Paweł,.zdaje się że była to jakaś promocja). Z drugiej, to jeżeli już mówimy o winach z najniższej półki cenowej to można mimo wszystko znaleźć tam przyzwoite stołowe wina, jak chociażby Vespral, czy Tempranillo z Lidla. Co mnie skusiło żeby zaryzykować? Chyba głównie to że jestem fanem szczepu Portugieser (którego najlepszym przykładem jest dla mnie nadal niemiecki półwytrawny Portugieser od Eugena Friedricha). Niestety nie jest to zbyt popularny szczep i jest uprawiany głównie w Niemczech, a w wielu sklepach oferta niemieckich win nadal ogranicza się do Liebfraumilch i czasami jakiegoś słodkiego Rieslinga..., do tanich lekkich, słodkawych i raczej mdłych win które przez wiele lat definiowały pojęcie polaków o niemieckich winach...


Barwa wina nie była zaskoczeniem, bo spodziewałem się czegoś cienkiego i nieatrakcyjnego w wyglądzie, ale zapach... Szkoda gadać... stajnia i łajno i tyle w tym temacie, owszem w tle coś z charakterystycznych aromatów Portugiesera jest ale i tak tego wina nie da się pić, no chyba że z zatkanym nosem. Inna sprawa że po pewnym czasie ten wyjątkowo nieatrakcyjny zapach się ulatnia. Tylko czy jest na co czekać? Wino jest baaaaaardzo cienkie, właściwie przypomina wodę z syropem malinowym, powiedziałbym, że nie za  bardzo przypomina wino. I to byłoby na tyle, nie będę się już więcej pastwił.. :)

Protocolo - W poszukiwaniu letniego orzeźwienia, ciąg dalszy....

Różowe wino 'Protocolo' 2010 z hiszpańskiego regionu Tierra de Castilla (25 zł, importer 101win). Tym razem to nie był do końca mój własny wybór, ponieważ moja druga połowa (Iwona) wskazała właśnie na to wino :D, a w tym czasie inne wina podobnego typu były nieschłodzone, a inne z tych leżących w lodówce nie przypadły do gustu (koniecznie miało być wytrawne i najlepiej różowe) dlatego w rzeczywistości wyboru nie miałem :).

Kwestia wyboru wina, czy działa się pod presją czy nie :) to jest baaardzo złożona kwestia. Najlepiej to wogóle jak wybierzemy się do restauracji czy winiarni a na pytanie jakie ma być usłyszymy każdą możliwą odpowiedź, jedno chce czerwone, drugie chce białe, trzecie chce słodkie, inni chcą wytrawne. W tej sytuacji to chyba najlepiej zostać winnym dyktatorem i wybrać za innych, bo i tak zazwyczaj sami nie wiedzą czego chcą... Gorzej jeżeli w towarzystwie znajdzie się drugi samozwańczy 'ekspert', bo to może się to skończyć niekończącą dyskusją (tak np. ostatnio przekonywałem znajomą o wyższości win europejskich nad tymi z Nowego Świata :D skąd to się bierze wyjaśnię później, a tak swoją drogą niedługo zresztą będę próbował zrewidować moje poglądy, w kolejce czekają różowe Pinot Noir z Nowej Zelandii i Zinfandel z Kalifornii).

W sumie mógłbym napisać wiele stron na temat doboru wina nawet nie zagłębiając się w takie szczegóły jak dopasowanie wina do konkretnych potraw, smaków i aromatów.. Trzeba wyjść przede wszystkim od tego, że wino pije się w towarzystwie, i tak najlepiej smakuje, bez dwóch zdań, a jak są co najmniej 2 osoby to właściwie od razu w grę wchodzi jakiś kompromis, bo jaka to przyjemność delektować się samemu patrząc jak inni się męczą, krzywią a koniec w końcu wino trzeba wylać (dramat!!!) Prawdziwy znawca to właśnie ten kto potrafi doskonale dobrać wino do sytuacji i okoliczności, osób, a niekoniecznie ten kto potrafi opowiadać godzinami o charakterystyce danego szczepu czy metodach produkcji (to powiedziałbym są niezbędne rzeczy z punktu widzenia enologów i producentów wina).

No więc na co musimy zwrócić uwagę dobierając wino? Pokrótce: liczba osób (cena!! - jeżeli organizujemy przyjęcie, lub spotkanie i musimy 'stawiać'), pogoda, pora roku, pora dnia, charakter spotkania (ostra impreza do rana, czy może raczej rozmowy do rana połączone z grami planszowymi?) jest jedzenie czy nie i jakiego rodzaju, czy wino jest do picia samo czy w akompaniamencie jedzenia, itd, itp. Zasady dość prosto ująć w kilku zdaniach. Po pierwsze wino do picia bez jedzenia zawsze powinno być lżejsze i łagodniejsze niż to do jedzenia. Druga zasada - ostre lub ciężkie potrawy/przekąski to ostre/ciężkie wino; lekkie i łagodne jedzenie to lekkie i łagodne wino. W innym wypadku albo wino zabije nam smak potraw albo potrawa zabije smak wina. Tak na przykład, łagodny (doskonały do picia sam!) Portugieser z nad Renu, po prostu nie ma szans w starciu z grilowanymi bakłażanami z fetą, natką i dużą ilością czosnku i oliwy, bo ten czosnek najzwyczajniej w świecie zabije smak typowego Portugiesera (ale już np. rasowa, solidna Rioja dałaby radę...). Tak samo konfrontacja delikatnego filetu z kurczaka w lekkim cytrynowym sosie z wysokiej klasy Bikaverem jest skazana na niepowodzenie, bo ostrość Bikavera skutecznie wyeliminuje subtelność i delikatność tej potrawy.

No i oczywiście pogoda, nie wiem jak mają inni, ale niewątpliwie ciężkie, rozgrzewające, czerwone wino to jak dla mnie dobry pomysł na zimny jesienny lub nawet zimowy wieczór, ale już na przykład w lecie to szukam orzeźwiającego, białego lub różowego wina, no chyba że jakiegoś delikatnego Pinot Noir lub Portugiesera... I tak koniec w końcu po jedynie czterech akapitach 'wstępu' (chyba dzisiaj po prostu miałem zbyt wiele czasu...:D) dochodzimy do sedna, czyli dzisiejszego wina, które stało się pretekstem do powyższego wywodu a właściwie mogłem zawrzeć to w jednym krótkim zdaniu: jest lato, więc może jeszcze raz spróbujemy różowego? :D  W rzeczy samej o większości win jako takich to zbyt wiele napisać się nie da, ale za to ilość historii jakie mogą się z nimi wiązać jest właściwie nieograniczona... Nie jestem poetą i nikt mi nie płaci za pisanie poetycko-abstrakcyjnych opisów winnych aromatów i smaków (jakie można znaleźć w niektórych pismach) i jeżeli w winie wyraźnie nie czuję tego czy innego aromatu to staram się nie zmyślać, tylko mówię np. 'słaby' lub 'brak'. No ale do rzeczy, 'Protocolo' niewątpliwie może zachwycić swoim ciemnoróżowym, wyjątkowo głebokim kolorem. W aromacie też jest całkiem ciekawie, ja przynajmniej wyczułem tu delikatne nuty landrynkowe, poziomkowe i truskawkowe, dość wyraźną słodycz. W smaku za to bez rewelacji, jest w nim trochę słodyczy, jest też sporo kwasowości, trochę truskawki, wino jest dość ostre na języku a według Iwony, nawet gorzkie - jej zdecydowanie bardziej przypadło do gustu poprzednie wino (Andreas Bauer - Dornfelder-Spaetburgunder), wręcz wyraziła chęć zakupu większej ilości :). Mi osobiście akurat ostrość 'Protocolo' nawet się spodobała a w poprzednim winie moim zdaniem właśnie jedynie tego zabrakło. Wyraźnie tu jednak widać dwa kierunki w winnych preferencjach - gładkie i łagodne vs. ostre i szczypiące. Po raz kolejny nie mogę być jakoś szczególnie entuzjastyczny, bo znowu nie ma za bardzo się czym zachwycać. Owszem, 'Protocolo' można spokojnie zabrać ze sobą na imprezę, czy wypić w gronie znajomych, ale nie sądzę żeby nas ktoś potem dopytywał gdzie je dostać, czy też desperacko wyrażał chęć otworzenia kolejnej butelki 'Protocolo'...

Oczywiste jest jednak to że w przedziale cenowym 15-40 złotych wiele pozycji (wydaje mi się nawet że coraz więcej) to wina przyzwoite, bez większych wad ale i bez większych zalet, takie których raczej nie zapamiętamy, ale które nawet chętnie wypijemy z przyjaciółmi... Jest też rzec jasna sporo 'kwasów' których jedyne miejsce jest w zlewie, ale też znajdziemy tu wiele 'perełek' (jak Palestra z Portugalii, którego ciągle nie mam okazji otworzyć i trudno przewidzieć kiedy taka okazja w końcu się nadarzy)  i dla nich na pewno warto eksplorować tą średnio-niską półkę. Z winami z wyższych półek (tak powiedzmy powyżej 40/50 złotych) jest już trochę inaczej, tam najczęściej wina albo nie spełniają naszych oczekiwań (związanych również z ceną) albo je przebijają, ale to już inny temat...

środa, 11 lipca 2012

Dornfelder-Spaetburgunder, Andreas Bauer, czerwone, czy różowe?




Chociaż w większości przypadków jedno spojrzenie nie pozostawia wątpliwości i bez problemu możemy stwierdzić, że wino jest czerwone, białe, lub różowe, w przypadku dzisiejszego winka, nie jest oczywiste. Być może zdjęcie tego nie oddaje ale ta mieszanka Dornfeldera i Spaetburgundera (lepiej znany pod nazwą Pinot Noir/Pinot Nero) jest dość zastanawiająca. Chociaż napis na butelce wyraźnie mówi nam "Rose" to kolor troche odbiega od mojego wyobrażenia koloru różowego, ponieważ zdecydowanie bliżej mu do barwy jasnoczerwonej, ceglastej... właściwie ta "różowa" mieszanka Dornfeldera i Pinot Noir ma barwę dość typową dla samego Pinot Noir. Granica między różowym a czerwonym zwlaszcza w przypadku Pinot Noir jest często bardzo cienka, i tylko to typowe delikatnie ceglaste zabarwienie często sprawia że wino określamy jako czerwone. Również w smaku ta różowa mieszanka nie jest zbyt różowa, brakuje jej typowej dla wielu różowych win ostrośći.

Pod wieloma względami wino to zdominowane jest przez Pinot Noir i ani w aromacie ani smaku nie da się wyczuć zbyt wiele cech Dornfeldera. Aromat tylko to potwierdza, ale ogólnie nie jest zbyt bogaty,  jest owocowy, slodkawy, soczysty, prosty. W smaku wino też jest bardzo proste, delikatnie słodkie (zgodnie z etykietką jest półwytrawne), łatwe. Wino ma wyraźny, charakterystyczny dla pinot noir posmak rodzynek. To różowe winko z Niemieckiej Nadrenii jest prawie pozbawione kwasowości, jest łagodne i gładkie. Nieciekawe, nudne, mdłe? Do pewnego stopnia tak... Ale na imprezę, na duże spotkanie, do picia same (jest nieco zbyt łagodne żeby się dobrze komponować nawet z dość łagodnymi i lekkimi daniami) w dobrym towarzystwie jest naprawdę niezłe, ale podsumowując nie należy się spodziewać nie wiadomo czego. Jednak w cenie 21 złotych (wino zakupione było w sklepie sieci Piotr i Paweł, z resztą import własny tej właśnie sieci) to naprawdę przyzwoita propozycja. 

poniedziałek, 9 lipca 2012

Sauvignon Blanc - Sposób na upały?



Proste pytanie: Mają Państwo coś dobrego na ten upał? Może być Suvignon Blanc? Jak najbardziej! Kierując się sugestią sprzedawczyni we wspominanej już tu wcześniej winiarni Bistro Żużu, spróbowaliśmy ochłodzić się butelką Sauvignon Blanc od Casa Gualda z Hiszpanii. Z sukcesem!


Z jednej strony sugestia wydała mi się jak najbardziej trafna, a z drugiej znowu dają o sobie znać moje winne uprzedzenia. W sumie zawsze wychodziłem z założenia, że co jak co ale najlepsze białe wina produkuje się na północnych krańcach obszaru uprawy winorośli (również w Polsce!). Ten sam zmienny i kapryśny klimat, który sprawia że np. polskie jabłka mają prawdziwie unikalny smak i aromat, sprawia że białe wina z północy (oraz gór) mają niepowtarzalny, silny i pełen życia charakter. Dlatego zawsze gdy szukam białego wina, kieruję się od razu do półek pt. „Niemcy”, „Węgry”, „Austria”, „Alzacja”, „Słowacja” czy też nawet „Polska”... Natomiast nigdy nie przyszłoby mi do głowy szukać w sekcji Hiszpania... (w dziale Włochy to tylko jeżeli w grę wchodzi Trentino lub Alto Adige...).  

W sumie przyznam że na to Sauvignon Blanc zdecydowałem się nieco z braku laku, bo akurat oferta win z moich ulubionych obszarów nie była zbyt ciekawa, ale w sumie warto było odrzucić uprzedzenia...

Sauvignon Blanc od Casa Gualda jest bardzo jasne, krystaliczne, wręcz nieco blade w barwie, co muszę powiedzieć już samo w sobie daje wrażenie świeżości i lekkości. Można w nim wyczuć wiele interesujących aromatów, począwszy od delikatnie zarysowanych, soczystych owoców tropikalnych, po zielone, kwaśne jabłka i białe porzeczki. W smaku również coś z zielonego jabłka. Tekstura dość gładka i bardzo przyjemna,  a wino jest dość solidne i esencjonalne, w pierwszej chwili po otwarciu lekko szczypiące i ostre w finiszu. Jednym słowem, dość typowe, ale bardzo solidne i poprawne Sauvignon Blanc, właściwie nie ma się do czego przyczepić. Choć oczywiście muszę przyznać, że nieco bardziej entuzjastyczny niż zwykle odbiór tego wina z mojej strony niewątpliwie wiąże się z aktualnie panującym upałem... Co tu dużo mówić, Sauvignon Blanc od Casa Gualda to naprawdę solidna propozycja na gorący letni wieczór i to w niezłej cenie (30zł). Mi brakuje w tym winie jedynie delikatnej nuty słodyczy... no ale to tylko ja... :D

środa, 4 lipca 2012

Plus Ultra, Casa Gualda - Zabrakło fantazji?

Dzisiaj całkowita zmiana klimatu. Z nieco swojskich, bo nieodległych Moraw przenosimy się do dalekiej i gorącej Hiszpanii. Od dawna mam teorię wyciągniętą z wieloletnich doświadczeń, że jeżeli gdzieś szukać doskonałej proporcji jakości do ceny to właśnie tam. Z drugiej strony, czy Hiszpania oferuje tak dużą różnorodność jak inne kraje winiarskie? Może jeszcze zbyt mało wina wypiłem, ale czasami wydaje mi się że jednak nie do końca. Chociaż to właśnie wina z Hiszpanii potrafią szokować zadziwiającą solidnością w śmiesznej w porównaniu z innymi krajami cenie, to mam wrażenie że często próbując wina w ciemno z największym prawdopodobieństwem mógłbym wskazać Hiszpanię jako kraj pochodzenia... Ale to oczywiście wszystko to tylko moje subiektywne spostrzeżenia... Sam znam doskonałe wyjątki od tej reguły, chociażby aromatyczne wina ze szczepu Monastrell (nazwy 2 ostatnio próbowanych egzemplarzy nie pamiętam, ale być może jeszcze tu się pojawią...)

Do rzeczy, bo za dużo już było tytułem wstępu, czasu nie ma a wino wietrzeje. Dzisiaj jest to "Plus Ultra"  od Casa Gualda. To wino ze szczepów Petit Verdot i Bobal pochodzi z regionu Terra de Castilla i charakteryzuje się dość wysoką zawartością alkoholu - 14%. Szybkie spojrzenie na kieliszek nie przynosi żadnych niespodzianek, wino ma ciemnorubinową, lekko ciepłą barwę. Aromat ciężko zidentyfikować, no powiedzmy że czerwone owoce :D, tak szczerze to zapach jest zdominowany (zwłaszcza dłuższą chwilę, tak np, godzinę po otwarciu) przez alkohol, no może w pierwszej chwili pojawia się lekki aromat czereśni. W smaku jest podobnie, w sumie wrażenia chwilę po otwarciu są nieco ciekawsze niż jakieś pół godziny później. Na finiszu bardzo delikatna słodycz, wręcz na samym początku delikatny posmak rodzynki, który zanika dłuższą chwilę po otwarciu. Wino jest dość świeże, ale równocześnie garbnikowe, ściągające, ogólnie mówiąc solidne... i to byłoby na tyle. Kolejny raz bez rewelacji. Solidność jest, ale poezji brak. Plus Ultra wpasowało się w mój obraz "typowego" hiszpańskiego wina i niestety nie wyróżniło się niczym szczególnym, może poza momentami dość ciekawym finiszem.

"Plus Ultra" zakupiłem w "Bistro Żużu" na Starym Mokotowie w Warszawie w cenie 39 złotych. Podsumowując, to dobre i solidne wino, ale w sporo niższej cenie znam co najmniej kilka równie dobrych i solidnych butelek. Plus Ultra okazało się dość poważne, zabrakło nieco fantazji i polotu - trochę jak reprezentacji Hiszpani w drodze do finału Euro 2012 - efektywnie, solidnie, poprawnie, ale bez "błysku".

p.s. W związku z tym, że jak do tej pory nie udało mi się jeszcze napisać zbyt dobrze o żadnym z próbowanych win, następnym razem zaprezentuję coś  wcześniej sprawdzonego... tym razem z Portugalii.

wtorek, 3 lipca 2012

Svatovavrinecke Rose 2010, Spielberg

















Witamy z powrotem po baaaaaardzo długiej przerwie. Tym razem wracamy z miejmy nadzieje już jak najbardziej regularnymi postami. (plan minimum to 1 wino tygodniowo!).


Dzisiaj do kieliszka trafiło różowe wino Svatovavrinecke Rose rocznik 2010 od Spielberga. Wino zostało zakupione od importera „Austrovin” wyspecjalizowanego w (jak łatwo się domyśleć) winach z Austrii. Ale oprócz win z Austrii oferuje również kilka win z Moraw, między innymi omawiane dziś różowe winko. Nie będę krył że jestem szczególnie zainteresowany kierunkiem środkowoeuropejskim, zwłaszcza że w Polsce nadal wina z Moraw, Słowacji czy nawet Austrii są w pewnym sensie bardziej „egzotyczne” (czy też inaczej nieznane) niż wina z Włoch, Hiszpanii, Portugalii czy nawet Chile. Nie znaczy to jednak że zamierzam pomijać wina z tych krajów, tak naprawdę kilka ciekawych pozycji z klasycznych regionów winiarskich już czeka na recenzje.


Ale do sedna, szczep Svatovavrinecke, znany również pod nazwą St.Laurent (np. w Niemczech) znałem do tej pory głównie z lekkich ale ciekawych i aromatycznych win czerwonych znad Renu (chociażby St.Laurent od Anselmanna). Różowy St.Laurent z Moraw ma piękną jasnołososiową barwę z delikatnym odcieniem miodu. Jednak zawartość smakowa nieco odbiega od wyobrażeń jakie można mieć po pierwszym spojrzeniu. Co więcej wino określone przez producenta jako 'polosladke' niebardzo wpasowuje się w tą kategorię. Owszem, dość znaczna kwasowość jest do pewnego stopnia zrównoważona cukrem, ale moim skromnym zdaniem w smaku wino nawet nie zbliża się do kategorii 'półsłodkie', za to jego niewątpliwą zaletą jest dość miękka i przyjemna tekstura zapewne wynikająca właśnie z zawartości cukru. 'Półwytrawne' niewątpliwie byłoby bardziej trafnym określeniem, zwłaszcza że wino jest dość ostre i 'szczypiące' na języku. Co warto zaznaczyć, wino nabiera najwyższych walorów smakowych nie prosto po wyjęciu z lodówki ale w momencie gdy zbliży się do temperatury pokojowej, w tym momencie miękka tekstura zaczyna dominować nad intensywną kwasowością i ostrością na języku.

Ale zaraz zaraz, gdzie bukiety, aromaty i takie tam? Jeżeli chodzi o aromat to nie za bardzo jest o czym mówić ponieważ jest on bardzo słaby, można wyczuć jedynie bardzo delikatną owocową świeżość, i to właściwie tyle, pod tym względem Svatovavrinecke Rose jest raczej nieciekawe.

Zatem czas na szybkie podsumowanie. Moje pierwsze wino z Moraw jest trochę rozczarowaniem, niby dobre, ale bez historii, zapamiętam nazwę itd. ale niewiele poza tym. Pod wieloma względami jest to wino jak najbardziej dobre i poprawne, być może oczekiwania miałem zbyt duże (i może degustacja kolejnego dnia przyniesie inne wrażenia..) być może po prostu nie trafiło w mój gust (moim niedoścignionym wzorem letniego słodko-orzeźwiającego wina nadal jest łagodny Portugieser Weissherbst od Sommera, niestety niedostępny w tej chwili w Polsce). No więc tak, obiektywnie rzecz biorąc, przyzwoite różowe wino, ale cena 39zł to jednak trochę za dużo, za wino którego nie musze koniecznie mieć w swojej kolekcji...

p.s. a propos pierwszego wina z Moraw, jedzie juz do mnie (no nie doslownie ale juz prawie) dostawa Czeskich win, kilka czerwonych, biale i rozowe, wiec bedzie o czym pisac, byc moze ktores z nich bedzie wiekszym (pozytywnym) zaskoczeniem niz Starovavrinecke...