wtorek, 3 lipca 2012

Svatovavrinecke Rose 2010, Spielberg

















Witamy z powrotem po baaaaaardzo długiej przerwie. Tym razem wracamy z miejmy nadzieje już jak najbardziej regularnymi postami. (plan minimum to 1 wino tygodniowo!).


Dzisiaj do kieliszka trafiło różowe wino Svatovavrinecke Rose rocznik 2010 od Spielberga. Wino zostało zakupione od importera „Austrovin” wyspecjalizowanego w (jak łatwo się domyśleć) winach z Austrii. Ale oprócz win z Austrii oferuje również kilka win z Moraw, między innymi omawiane dziś różowe winko. Nie będę krył że jestem szczególnie zainteresowany kierunkiem środkowoeuropejskim, zwłaszcza że w Polsce nadal wina z Moraw, Słowacji czy nawet Austrii są w pewnym sensie bardziej „egzotyczne” (czy też inaczej nieznane) niż wina z Włoch, Hiszpanii, Portugalii czy nawet Chile. Nie znaczy to jednak że zamierzam pomijać wina z tych krajów, tak naprawdę kilka ciekawych pozycji z klasycznych regionów winiarskich już czeka na recenzje.


Ale do sedna, szczep Svatovavrinecke, znany również pod nazwą St.Laurent (np. w Niemczech) znałem do tej pory głównie z lekkich ale ciekawych i aromatycznych win czerwonych znad Renu (chociażby St.Laurent od Anselmanna). Różowy St.Laurent z Moraw ma piękną jasnołososiową barwę z delikatnym odcieniem miodu. Jednak zawartość smakowa nieco odbiega od wyobrażeń jakie można mieć po pierwszym spojrzeniu. Co więcej wino określone przez producenta jako 'polosladke' niebardzo wpasowuje się w tą kategorię. Owszem, dość znaczna kwasowość jest do pewnego stopnia zrównoważona cukrem, ale moim skromnym zdaniem w smaku wino nawet nie zbliża się do kategorii 'półsłodkie', za to jego niewątpliwą zaletą jest dość miękka i przyjemna tekstura zapewne wynikająca właśnie z zawartości cukru. 'Półwytrawne' niewątpliwie byłoby bardziej trafnym określeniem, zwłaszcza że wino jest dość ostre i 'szczypiące' na języku. Co warto zaznaczyć, wino nabiera najwyższych walorów smakowych nie prosto po wyjęciu z lodówki ale w momencie gdy zbliży się do temperatury pokojowej, w tym momencie miękka tekstura zaczyna dominować nad intensywną kwasowością i ostrością na języku.

Ale zaraz zaraz, gdzie bukiety, aromaty i takie tam? Jeżeli chodzi o aromat to nie za bardzo jest o czym mówić ponieważ jest on bardzo słaby, można wyczuć jedynie bardzo delikatną owocową świeżość, i to właściwie tyle, pod tym względem Svatovavrinecke Rose jest raczej nieciekawe.

Zatem czas na szybkie podsumowanie. Moje pierwsze wino z Moraw jest trochę rozczarowaniem, niby dobre, ale bez historii, zapamiętam nazwę itd. ale niewiele poza tym. Pod wieloma względami jest to wino jak najbardziej dobre i poprawne, być może oczekiwania miałem zbyt duże (i może degustacja kolejnego dnia przyniesie inne wrażenia..) być może po prostu nie trafiło w mój gust (moim niedoścignionym wzorem letniego słodko-orzeźwiającego wina nadal jest łagodny Portugieser Weissherbst od Sommera, niestety niedostępny w tej chwili w Polsce). No więc tak, obiektywnie rzecz biorąc, przyzwoite różowe wino, ale cena 39zł to jednak trochę za dużo, za wino którego nie musze koniecznie mieć w swojej kolekcji...

p.s. a propos pierwszego wina z Moraw, jedzie juz do mnie (no nie doslownie ale juz prawie) dostawa Czeskich win, kilka czerwonych, biale i rozowe, wiec bedzie o czym pisac, byc moze ktores z nich bedzie wiekszym (pozytywnym) zaskoczeniem niz Starovavrinecke...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz