Witamy z powrotem po baaaaaardzo długiej przerwie. Tym razem wracamy z miejmy nadzieje już jak najbardziej regularnymi postami. (plan minimum to 1 wino tygodniowo!).
Dzisiaj do kieliszka trafiło różowe wino Svatovavrinecke
Rose rocznik 2010 od Spielberga. Wino zostało zakupione od importera
„Austrovin” wyspecjalizowanego w (jak łatwo się domyśleć)
winach z Austrii. Ale oprócz win z Austrii oferuje również kilka
win z Moraw, między innymi omawiane dziś różowe winko. Nie będę
krył że jestem szczególnie zainteresowany kierunkiem
środkowoeuropejskim, zwłaszcza że w Polsce nadal wina z Moraw,
Słowacji czy nawet Austrii są w pewnym sensie bardziej „egzotyczne”
(czy też inaczej nieznane) niż wina z Włoch, Hiszpanii, Portugalii
czy nawet Chile. Nie znaczy to jednak że zamierzam pomijać wina z
tych krajów, tak naprawdę kilka ciekawych pozycji z klasycznych
regionów winiarskich już czeka na recenzje.
Ale do sedna, szczep Svatovavrinecke,
znany również pod nazwą St.Laurent (np. w Niemczech) znałem do
tej pory głównie z lekkich ale ciekawych i aromatycznych win
czerwonych znad Renu (chociażby St.Laurent od Anselmanna). Różowy
St.Laurent z Moraw ma piękną jasnołososiową barwę z delikatnym
odcieniem miodu. Jednak zawartość smakowa nieco odbiega od
wyobrażeń jakie można mieć po pierwszym spojrzeniu. Co więcej
wino określone przez producenta jako 'polosladke' niebardzo
wpasowuje się w tą kategorię. Owszem, dość znaczna kwasowość
jest do pewnego stopnia zrównoważona cukrem, ale moim skromnym
zdaniem w smaku wino nawet nie zbliża się do kategorii
'półsłodkie', za to jego niewątpliwą zaletą jest dość miękka
i przyjemna tekstura zapewne wynikająca właśnie z zawartości
cukru. 'Półwytrawne' niewątpliwie byłoby bardziej trafnym
określeniem, zwłaszcza że wino jest dość ostre i 'szczypiące'
na języku. Co warto zaznaczyć, wino nabiera najwyższych walorów
smakowych nie prosto po wyjęciu z lodówki ale w momencie gdy zbliży
się do temperatury pokojowej, w tym momencie miękka tekstura
zaczyna dominować nad intensywną kwasowością i ostrością na
języku.
Ale zaraz zaraz, gdzie bukiety, aromaty
i takie tam? Jeżeli chodzi o aromat to nie za bardzo jest o czym
mówić ponieważ jest on bardzo słaby, można wyczuć jedynie
bardzo delikatną owocową świeżość, i to właściwie tyle, pod
tym względem Svatovavrinecke Rose jest raczej nieciekawe.
Zatem czas na szybkie podsumowanie.
Moje pierwsze wino z Moraw jest trochę rozczarowaniem, niby dobre,
ale bez historii, zapamiętam nazwę itd. ale niewiele poza tym. Pod
wieloma względami jest to wino jak najbardziej dobre i poprawne, być
może oczekiwania miałem zbyt duże (i może degustacja kolejnego
dnia przyniesie inne wrażenia..) być może po prostu nie trafiło w
mój gust (moim niedoścignionym wzorem letniego
słodko-orzeźwiającego wina nadal jest łagodny Portugieser
Weissherbst od Sommera, niestety niedostępny w tej chwili w Polsce).
No więc tak, obiektywnie rzecz biorąc, przyzwoite różowe wino,
ale cena 39zł to jednak trochę za dużo, za wino którego nie musze
koniecznie mieć w swojej kolekcji...
p.s. a propos pierwszego wina z Moraw, jedzie juz do mnie (no nie doslownie ale juz prawie) dostawa Czeskich win, kilka czerwonych, biale i rozowe, wiec bedzie o czym pisac, byc moze ktores z nich bedzie wiekszym (pozytywnym) zaskoczeniem niz Starovavrinecke...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz